Opowieść wigilijna

Ach, te święta… Nie do końca dociera do Ciebie, że to już. Jak przez mgłę, oczami wyobraźni widzisz siebie, jeszcze jako małą dziewczynkę, uradowaną na widok kolejnych prezentów, które gruby, starszy Pan w czerwieni, zostawił Ci pod pięknie (z perspektywy czasu wiesz, że jednak kiczowato) ustrojoną choinką.

Teraz jesteś już dorosła i ta tak zwana „magia świąt” nie do końca wisi w powietrzu jak kiedyś. W każdym razie nie dla ciebie. Teraz to ty musisz przygotować te wszystkie wspaniałości na wigilijny stół, posprzątać całe lokum oraz odpowiednio je udekorować, aby kurek świątecznego klimatu był przez te 3 dni rozkręcony na maxa. Niby oficjalnie nikt tego od ciebie nie oczekuje, ale doskonale wiesz, że jednocześnie nikt inny tego nie zrobi. Ale ze sprzątaniem po, to już ci chyba pomogą – tak w końcu byłoby fair.

Dałaś radę – jak co roku. Nie mogło być inaczej. Wszystko wygląda i pachnie wspaniale, łącznie z  Tobą :).  Stół będzie wyglądał fenomenalnie i choć może nikt ci tego nie powie, to uwielbiają cię za to wszyscy. Barszcz w tym roku wyszedł wyjątkowo dobrze, choć o podium walczy ze śledziem po kaszubsku, przygotowanym według receptury wzbogaconej o twój tajny składnik – i nie, nikt się nie dowie jaki! Tą tajemnicę zabierzesz do grobu! Jest też karp w galarecie, pierogi w kilku wariantach, kompot z szusu, ulubiona sałatka warzywna twojego męża, przystrojona jak co roku pietruszką, którą on i tak wyjmie i wyrzuci – jak co roku. Jest też ono… Póki co schowane w czeluściach lodówki, aby nabrało finalnej formy na jutro. Tak naprawdę to ono w tym roku wyszło ci najpiękniej. Robiłaś je, jakby to był ostatni raz… jakbyś chciała się pożegnać. Właściwe, to jest to pożegnanie. W końcu od dwóch miesięcy jesteś na diecie, a twój dietetyk ci zabronił nawet o nim myśleć. To na szczęście nie tuczy, inaczej miałabyś już co najmniej kilkanaście nadprogramowych kilogramów. Bo prawda jest taka, że myślisz o nim bez przerwy. Pożerasz je wzrokiem i węchem, tym mocniej, im bardziej dociera do ciebie że w tym roku nie dane ci będzie skosztować jego smaku… Ale jesteś silna i dasz radę. Nawet jeśli to oznacza permanentny koniec waszego romansu… Przeżyliście razem tyle przyjemnych chwil, że nie umiesz sobie sama tego teraz poukładać. Ale wiesz że tak trzeba… żegnaj, ukochany serniczku…

Wigilia dobiegła końca. Oczywiście wszyscy byli wniebowzięci – i nawet pomogli posprzątać. Zebrałaś rekordową liczbę pochwał zarówno za oprawę artystyczną , jaki i wybitną smakowitość dań. Serio, nigdy cię tak nie chwalili! Jest ci niezmiernie miło, ale w środku i tak czujesz pewna pustkę. Wiesz, że jutro wszyscy spędzą wyborne chwile z twoim ciastem, że na pewno będą chwalić wyjątkową puszystość masy serowej, przygotowanej – a jakże – z dodatkiem tajnego składnika. Wiesz to, bo w tym roku wyszedł wyjątkowo dobrze. Co prawda nawet nie spróbowałaś, ale doskonale wiesz że tak jest – włożyłaś weń całe swoje serce.

Wieczór mija ci na nostalgii. Byłaś dzielna i zjadłaś ledwie ułamek tego co zwykle, wszystko zgodnie z ustaleniami z dietetykiem, ale zamiast satysfakcji czujesz lekką rozpacz. Do kuchni jest tak blisko, a w lodówce leży on – twoje opus magnum, a jednocześnie twój – zakazany owoc. Im więcej o nim myślisz, tym bardziej chcesz do niego podejść. Tylko popatrzysz, nic więcej. Wahasz się przez moment, ale czujesz, że nogi same zaczynają cię prowadzić. Po chwili stoisz już przy lodówce, trzymając za uchwyt. Jest ciemno, ale na ścianie zaczyna powoli pojawiać się jasny kontur, dziwnie przypominający kształtem otwieraną komorę chłodziarki… Tętno ci przyspiesza,  czujesz niepokojące (acz przyjemne) mrowienie na całym ciele. Wasze oczy splatają się we wzajemnym spojrzeniu. Chcesz go tylko dotknąć… Sięgasz ręką przed siebie, w stronę póki na której na ciebie czeka… Nagle dociera do ciebie w jak kuriozalnej sytuacji się znalazłaś. Dość tego! Żaden sernik nie będzie kierował twoim życiem! Ze złością zamykasz lodówkę i idziesz do sypialni. Dałaś radę. Dietetyk powiedział że nie wolno, to nie wolno. To w końcu profesjonalista i zna się na rzeczy… prawda?

Gotowe jadłospisy – tutaj

Budzisz się rano. Jesteś tak bardzo z siebie dumna, że w pierwszej chwili zupełnie nie poczułaś bólu brzucha i stłumionego zapachu twarogu na opuszkach palców. Szybkie spojrzenie na stolik nocy sprawia jednak, że aż robi ci się gorąco. Oto bowiem, na talerzyku spoczywają dowody popełnionej zbrodni – okruszki i plamki z czekolady. Natychmiast stajesz na równie nogi i pędzisz do lodówki. Otwierasz ją… A półce, gdzie jeszcze wczoraj wieczorem leżała cała tortownica sernika, leży już tylko pół. Jesteś przerażona, zmieszana, ale powoli odzyskujesz przebłyski pamięci z tego co się stało. Tak – to byłaś ty. Zupełnie nie wiesz co tobą kierowało. Przecież miałaś wszystko pod kontrolą! Rodzina zaraz też się dowie, będą z ciebie kpić! A może wyrzucić drugie pół i wymyślić jakąś historię? To głupie… jednak nie jestem silna… dieta nie jest dla mnie… Poddaję się – i prowadzona tymi myślami idziesz po telefon odwołać wizytę kontrolną u dietetyka, który co prawda odczytał, ale nie odpisuje. On najwidoczniej też uważa, że jesteś beznadzieja…

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *